Bob is back! Bob is back!

No, dobra. Nasz Pan Majster nie ma na imię Bob tylko Mariusz. Zresztą bardzo sympatyczny człowiek i mam nadzieję, że się nie obrazi o „Boba Budowniczego”. Po trzech tygodniach planowej nieobecności (strop musi dobrze związać) i tygodniu z groszkiem obsuwy dziś rano pojawił się z ekipą i wziął do roboty. Na dzień dobry trzeba było zamocować wyciągarkę i odszalować strop. Przy okazji się dowiedziałem, że rozszalowanie stropu nie jest częścią umowy (niestety to prawda, choć do głowy mi nie przyszło, że powinno być :( ) i ta ekstrawagancja będzie mnie kosztować 300 zł ekstra. Ech…

img3_s.jpgimg2_s.jpgimg4_s.jpg

Ostatnie zdjęcie to pan Marek rozszalowujący dziurę, którą kiedyś będą wyglądać schody.

Oczywiście razem z Panem Majstrem objawiła się jego cecha, która momentami doprowadza mnie do wrzenia. Otóż nie ma on jakiegoś zmysłu planowania budowy. Może nawet nie tyle budowy co zapotrzebowania na materiały budowlane. Nie raz już zdarzało mi się rano, przed pracą, robić szybki kurs do jakiegoś składu po gwoździe albo płyn typu Febmix potrzebny do wyrabiania betonu. O ile są to takie drobiazgi to problemem jest tylko mój stracony czas tudzież nerwy. Czasem jednak muszę na gwałt wynaleźć 4 palety pustaków. Same pustaki problemem nie są. Leżą grzecznie u producenta i czekają aż je ktoś przewiezie do nas na działkę. Problemem jest właśnie transport. W ciągu 30-40 minut naprawdę ciężko znaleźć wolną ciężarówkę z odpowiednim HDS-em (to taki dźwig montowany na samochodach).  Dziś rano, na dzień dobry odpytałem Pana Majstra co będzie potrzebne. Stwierdził, że na jutro to tylko cement (wiedziałem o tym wcześniej). Cement to cement. Załatwiłem, że jutro będzie i tyle. Koło 14 pan Mariusz zadzwonił, że na jutro będzie potrzebna jeszcze stal na wieniec. Zagryzłem wargi, z uśmiechem na ustach zapisałem ile czego ma być i jąłem dzwonić. Po jakichś 30 minutach udało się załatwić. Odprężony (bo przecież to chyba już wszystko na dziś) zająłem się pracą.  Niestety koło 16 telefon rodzwonił się a na wyświetlaczu pokazało się nazwisko naszego Majstra. Nie przeczuwając nic złego odebrałem i … „Wie pan, na jutro to by ten keramzyt do obsypania kominów był potrzebny”. No, jasna cholera, no! Nic to, myślę, Castorama blisko podskoczę i kupię. Na jutro wystarczy. Podskoczyłem, wziąłem wózek, jadę przez te rzędy półek. Dotarłem na miejsce, gdzie wcześniej były worki z keramzytem. Nie ma. Wielka plansza z ceną pod sufitem wisi, ale worków nie ma. Pytam sprzedawcy, ten pyta drugiego: no, skończył się. Ups! Obaj panowie uradzili, że sprawdzą kiedy będzie w komputerze. Sprawdzenie zajęło im z 15 minut. Potem jeden z nich odwrócił się i z uśmiechem na ustach mówi: „Dopiero będzie zamawiany, więc tak za 2 tygodnie pan przyjdzie”. Mina mi zrzedła dokumentnie. Wsiadłem w samochód i podjechałem do pobliskiego Praktikera (jak to się, w ogóle, pisze?). Jest! Ale w maluśkich woreczkach i kosztuje około 15 zł. A ja potrzebuje tak ze 3 worki po 50 litrów każdy! W międzyczasie zrobiła się 18 i nawet po składach budowlanych nie mam co dzwonić bo mi, co najwyżej, fax do ucha popiszczy. Rano czeka mnie znowu szaleństwo poszukiwań. No, jasna cholera, no!

Leave a Reply