Słowo się rzekło

Obiecałem, że drugi wpis będzie o tym, czemu tu tak cicho się zrobiło.

Wszystko zaczęło się jakieś dwa lata temu od dość natrętnej myśli o własnym domu. Nie mieszkaniu (to szczęśliwie już mamy) a domu. Początkowo objawiało się to jedynie namiętnym przeglądaniem ofert sprzedaży nieruchomości w prasie. Wiosną zeszłego roku zaczęliśmy wraz z Kasią plątać się po okolicach w poszukiwaniu naszego miejsca na ziemi. Działka, którą ostatecznie kupiliśmy, była drugą którą oglądaliśmy. Przechadzając się po niej pierwszy raz ni stąd ni z owąd naszła mnie myśl: „To może być Twoja ziemia!”. Żaden inny kawałek ziemi tak do mnie nie przemówił. Właścicielami zostaliśmy ostatecznie w lipcu zeszłego roku. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęło się wertowanie stosów katalogów z projektami gotowymi. Zwycięzca został wybrany chyba w sierpniu. Domek nosi nazwę Szmaragd. Ładny, nie? Pod koniec zeszłego roku udało się nam nawet uzyskać pozwolenie na budowę. Potem chwila rozprzężenia i w tym roku w styczniu zaczęło się.

Początkowo to był szalony rajd po bankach i niekończące się porównywanie ofert. Gdzieś tak w lutym zaczęły się pierwsze schody. Pech chciał, że trafiliśmy na Wielki Boom Budowlany i zdobycie podstawowych materiałów budowlanych zajęło mi jakieś 3 miesiące. Do tego prozaiczne zdałoby się rzeczy typu podłączenie prądu na działce czy dostępność wody okazały się stwarzać niesamowite problemy (np zakład energatyczny musiał rozpisać przetarg na wykonanie podłączenia = miesiąc w plecy). Efekt: mimo, że fundamenty były wylane w maju, następny etap budowy rozpoczął się dopiero w lipcu. W tej chwili mamy parter w stanie surowym. Śmieszne. Te pare miesięcy daje się zamknąć w krótkich zdaniach, zupełnie nie oddających wysiłku jaki w to wszystko wpakowaliśmy. Nie widać w tym godzin spędzonych z telefonem przy uchu albo na miotaniu się między składami budowlanymi w poszukiwaniu jakichś zapomnianych gwoździ czy innych pierdółek. Takie niby drobiazgi zjadały praktycznie cały wolny czas. Wieczorem sił starczało właściwie tylko na bezmyślne gapienie się w telewizor. Blog po prostu zszedł na bardzo daleki plan. Nawet awaria mojego ukochanego serwerka była ciut mniej ważna niż budowa.

Leave a Reply