Nowa zabawka

Czasem fajnie pracować w dużej firmie. Jednym z pożądanych efektów ubocznych jest możliwość wymiany służbowego laptopa na nowszy model (stary ma całe 3 lata! :) ) Ten stary laptop to Dell Latitude D800. Początkowo chciałem, żeby ten nowy był mniejszy i lżejszy. Tylko początkowo na szczęście.

Model wybrał właściwie mój przyjaciel z pracy. W pierwszej chwili właściwie nie byłem jakoś b. zadowolony. Notebook waży prawie 4 kg (a w sumie to nawet nie jestem pewien czy nie więcej). Zwyciężyło jednak moje gadżeciarstwo: 17″ matryca 1920×1200, 2GB RAM i Core2Duo T7700, o pełnowymiarowej klawiaturze nie wspomnę. Czyż nie robi wrażenia? No, tak… nie, no… jasne… to tylko laptok przecież. Aaaa tam! Na mnie robi wrażenie i to jak cholera! Pierwszy raz w życiu stwierdziłem, że mam wystarczająco dużo miejsca na pulpicie!

Domyślnie, mój Inspiron, miał zainstalowane 32-bitowe Windows Vista Ultimate. Takie kurczowe trzymanie się starej architektury (choć jeszcze nie przestarzałej) trochę mnie dziwi, ale to jest Windows właśnie ;) Vista została obejrzana przez domowników (Kasia – moja żona – spędziła masę czasu grając w pasjansa :) a następnego dnia zainstalowałem XP. Na mniej-więcej 1/3 powierzchni dysku. Na starym laptopie cały dysk miał trochę mniejszą pojemność. Ta windziana część jest mi potrzebna tylko pod VPN-a (CheckPoint-owy klient nie zmienił się od 4 czy 5 lat…. a Linux w międzyczasie trochę się jednak zmienił). No ok, jakieś gierki pewnie też tam wylądują ;)  W końcu GeForce 8600M GT zobowiązuje. Hihihi! Właśnie zdałem sobie sprawę, że jak na razie to całkiem nieźle idzie mi chwalenie się nową zabawką. Nie ma jeszcze tygodnia!

Pozostałe 2/3 dysku to tereny należące do Linuksa. Konkretnie – Debiana. Lubię ten system. Jakoś tak swobodniej się w nim czuję. Jestem jednym z tych dziwów przyrody, które używają Linuksa dłużej niż MS Windows. Dawno już zaplanowałem, że zainstaluję 64-bitową  wersję Debiana. Szkoda tylko, że ta instalacja nie jest niestety jakimś wyczynem. Wszystko czego potrzebuję jest już przygotowane i podane na tacy. Przy okazji instalacji zaskoczyła mnie jedna rzecz. Windows XP SP2 potrzebował dociągnięcia z sieci sterowników do karty graficznej by móc wyświetlić pulpit w pełnej rozdzielczości. Kaszi rzucił nawet w trakcie instalacji, że w życiu nie widział tylu żółtych pytajników na liście sprzętu (dla niezorientowanych – oznaczają one, że brak jest w systemie sterowników). Wszystkie te sterowniki oczywiście są dostępne ale trzeba je było z mozołem wydłubać ze strony Dell-a (uwierz na słowo –  nie jest to proste). Debian (w każdym razie wersja, której użyłem do instalacji) jest oczywiście sporo nowszym systemem ale jest też zupełnie darmowym systemem operacyjnym. Po instalacji, laptop zrestartował się i po chwili zobaczyłem ekran logowania w pełnej rozdzielczości matrycy. Przyznam się, że zaskoczyło mnie to. Zaskoczenie było tym większe, że dosłownie kilka minut wcześniej zakończyłem instalację XP na dokładnie tym samym sprzęcie. Instalator sam rozpoznał typ karty i wybrał odpowiednią dla matrycy rozdzielczość. Darmowy sterownik kart Nvidii dla Linuksa nie ma wsparcia dla grafiki 3D ale do prac biurowych nadaje się znakomicie. Binarny sterownik oferowany przez Nvidię oczywiście daje pełne wsparcie dla 3D a jego instalacja sprowadza się odnalezienia właściwego pakietu w aptitude. No, prawie… ale to jest Debian, jak chcesz mieć jeszcze prościej to polecam Ubuntu. Trochę wyszła mi laurka dla Linuksa/Debiana. Szkoda, że Debian, czy też Linux w ogóle, nie jest gotowy by hurtem zdobyć desktopy. Żeby było śmieszniej najbardziej winny jest temu sam Linux. Desktop musi być łatwy w obsłudze i wszystkie bajery i gadżety nowoczesnego komputera (WiFi, Bluetooth, Intel HDAudio itp itd) powinny być dostępne na pstryknięcie. Typowa instalacja Linuksa wymaga jednak jeszcze grzebania w plikach konfiguracyjnych. Ta potrzeba grzebania w setkach plików schowanych w /etc/ maleje z każdym dniem czy tygodniem ale i tak w świadomości typowego użytkownika Linux jawi się jako diabeł wcielony. Siła Linuksa – duża swoboda konfiguracji, łatwość edycji plików konfiguracyjnych – jest dokładnie tym, co powstrzymuje dżihad na desktopach. Drugą rzeczą hamującą ekspansję jest brak gier. Gier nie ma, bo nie ma jednego Linuksa (jest RedHat Linux, Debian GNU/Linux, Mandrake, Slackware, Ubuntu itp itd). Wydawcy po prostu nie wiedzą jak mają te nieszczęsne gry na Linuksa wydawać.

Znowu zboczyłem z tematu. Po instalacji przerzuciłem swoje katalogi domowe ze starego lapcia na nowy i… mogłem już pracować na nowym. Trochę mi się zeszło z podłączeniem do domeny windowsowej ale bardziej dlatego, że chciałem spróbować „ominąć” adminów domenowych. Nie udało sie. W sumie migracja zajęła mi jeden dzień. Te 24 godziny to czas jaki zajęło mi przejście z 32-bitowego systemu operacyjnego na 64-bitowy. Przejście to było nadspodziewanie łagodne i bezproblemowe. Niektóre rzeczy działają nawet jakby stabilniej (OpenOffice! Poprzednio OOwriter wykładał się na losowo wybranym doc-u, na 64 bitach nie wysypał się nawet raz).

Ale się rozpisałem! Zdaje się, że parę razy wątek zgubiłem ;) Nic to. To jest blog przecież :)

  1. Zgadza się, to mój mail.
    Problem się rozwiązał połowicznie. Szczerze mówiąc bardziej bolało mnie to, że po suspend-to-ram ten symlink znikał i jeden rdzeń zdawał się pracować pełną parą. Czemu przestał znikać nie udało mi się odkryć (najprawdopodobniej jest to jakaś zmiana w obsłudze ACPI) Zbyt późno się zorientowałem.

    Piszesz, że pod Ubuntu są osobno to zerknij proszę na wersję kernela (może config uda Ci się wyciągnąć?) i wersje pakietów z acpi w nazwie. Być może wspólnymi siłami uda się wydumać co trzeba zrobić by oba rdzenie mogły pracować asynchronicznie.

Leave a Reply